Lem i przedmioty

9 września 2021

Słynni pisarze to nie tylko słowa, ale również image oraz ikoniczne przedmioty, które znamy z ich biografii. Niektórzy od rzeczy uzależniali swój warsztat pracy. John Steinbeck pisał ołówkiem – koniecznie modelem Palomino Blackwing – i każdego dnia przed pracą ostrzył aż 24 sztuki. Agatha Christie zajadała śmietanę z kubka z napisem „Nie bądź łakomy”! Inni mają wizytówki odzieżowe: Terry’ego Pratchetta kojarzymy z czarnym kapeluszem, Leopolda Tyrmanda – z kolorowymi skarpetkami, a Joan Didion – z parą okularów przeciwsłonecznych. A z jakimi przedmiotami łączymy Stanisława Lema?

Zacznijmy od stanowiska pracy. Choć Stanisław Lem umysłem nieustannie wybiegał w przyszłość, spekulując na temat możliwych do rozwinięcia technologii, miał warsztat całkowicie analogowy. Nie przekonał się nigdy do pisania na komputerze – być może dlatego, że gdy komputery osobiste weszły w Polsce do powszechnego użytku, pisarz był już w dość zaawansowanym wieku – i pozostał wierny maszynie do pisania. Gdy miał 12 lat, dostał w prezencie od ojca model Underwooda i to na nim napisał swoje najważniejsze dzieła. Miał zwyczaj wstawania wcześnie rano i zasiadania od razu do pracy przy ciężkim, zasłanym papierami biurku pod lampą kreślarską. Gdy nie był zadowolony z efektów, zaczynał od początku – zdarzało się zatem, że kartki maszynopisu fruwały po całym pokoju. Jak widać, korzystanie z komputera nie jest konieczne, by przekonująco wyobrazić sobie wizję świata w epoce pełnej cyfryzacji. Może taki dystans wręcz wyostrzał zmysł obserwacji pisarza?

W domu na kameralnym osiedlu Kliny na peryferiach Krakowa, gdzie państwo Lemowie zamieszkali w 1958 roku, pisarz otaczał się starymi meblami i pamiątkami, setkami tomów książek, międzynarodową prasą, do której miał wielką słabość, a u schyłku życia – drukowanymi artykułami z internetu. Zachowane zdjęcia przedstawiają przytulne wnętrze wypełnione meblami „z różnych bajek”, od antyków po współczesne siedziska, i przede wszystkim – olbrzymią bibliotekę. Kontrolowany chaos w jego gabinecie odzwierciedlał nienasycony głód wiedzy, z którego słynął Lem. Jego syn Tomasz wspomina, że było to królestwo „przydasiów”, gabinet osobliwości pełen wypisanych długopisów, scyzoryków, magnesów, śrubek, zapalniczek, pluszaków i modeli aut, w tym – miniaturowy wóz Jamesa Bonda. Do tego wielki globus, maszyna elektrostatyczna, którą lubił w wolnych chwilach kręcić, krzesząc iskry, piszczący gumowy banan i nakręcany robocik. Anna, wnuczka pisarza, ujawnia, że nie był to jedyny egzemplarz, a cała drużyna robotów mieszkała w szafie w szklanym słoju.

Wojciech Orliński w biografii Lem. Życie nie z tej ziemi ujawnia, że pisarz lubił techniczne nowinki i pomysłowe urządzenia – dziś powiedzielibyśmy, że miał w sobie coś z gadżeciarza. Od dziecka samodzielnie projektował i budował różne mechanizmy i czasem wracał do tej pasji. Głównie na papierze, wymyślając niesamowite urządzenia dla syna, takie jak pojazd napędzany siłą psów i kotów – choć skonstruował też dla niego model kolejki na Kasprowy Wierch. Z pierwszej podróży zagranicznej – do Berlina Zachodniego – przywiózł sobie „kolej elektryczną, trzy lokomotywy, wagony osobowe, towarowe, semafory, zwrotnice, skrzyżowanie szyn, tory (…) maszynkę elektryczną do parzenia kawy dla kompanii [wojska]: olbrzymia, na 2 litry kawy”, a także „magnetofon walizkowy, najdroższy sprawunek, niemal 700 DM z mikrofonem, taśmami i całym kramem”. Na tym ostatnim nagrywał eksperymenty z głosem i tworzył słuchowiska na bazie własnych tekstów – zachowało się nagranie antystalinowskiej satyry Korzenie. Kręcił również amatorskie filmy kamerą na ośmiomilimetrowej taśmie, które potwierdzają jego żyłkę żartownisia; na jednym z nich udaje lwa z planszy wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer. Później rozkochał się w zagranicznych gadżetach na dobre. Tomasz Lem wspomina, że z Berlina przywoził zabawkowe samolociki, atrament sympatyczny, sznurek zrastający się po przecięciu i piszczące baloniki.

Znana jest pasja pisarza do motoryzacji i majsterkowania przy samochodach. W młodości, w czasie wojny, pracował jako mechanik. Wątki samochodowe powracają m.in. w korespondencji pisarza ze Sławomirem Mrożkiem, który mieszkał we Włoszech i mógł poratować Lema trudno dostępnymi częściami zamiennymi. A te się przydawały. Lem jeździł wartburgiem, fiatem 125p i fiatem 1800, które jak na złość nieustannie się psuły (bliscy żartowali nawet, że to musi być klątwa), aż wreszcie zasiadł za kierownicą mercedesa – i pozostał wierny tej marce. W 1981 roku w Berlinie Zachodnim kupił mercedesa 280 SE, czyli popularną „beczkę”, w kolorze groszkowym, która w ówczesnym Krakowie robiła wielkie wrażenie. Pisarz przewoził nim do Polski paryską „Kulturę” chowaną za tylnym siedzeniem. W 2008 roku rodzina pisarza przekazała auto na cele charytatywne.

Warto wreszcie wspomnieć, że wielki wizjoner miał zdecydowanie ludzką słabostkę: uwielbiał słodycze. Ciastka kupował najchętniej w cukierni w Hotelu Cracovia. Bliscy zapamiętali go jako miłośnika marcepanu, który nazywał „chlebkiem marcepanowym” i z powagą kroił scyzorykiem, oraz chałwy, koniecznie tureckiej. Ze względu na stan zdrowia lekarze zalecali mu unikać cukru, jednak pisarz nie rezygnował z łakoci i jadł je w ukryciu, chowając papierki za szafą. Michał Zych, siostrzeniec autora, wspomina, że na zakupy spożywcze wyprawiał się on z własnym koszem.

Ponieważ mowa o mistrzu fantastyki naukowej, warto przywołać nie tylko realne przedmioty kojarzące się z pisarzem, ale również takie, które przewidział. Lem lubował się bowiem w technologicznych spekulacjach, opisywał rozmaite maszyny przyszłości – i był w swoich rozważaniach wyjątkowo przenikliwy, gdyż wiele urządzeń, których dzisiaj używamy, przypomina wynalazki pojawiające się w jego powieściach. Opton, wspomniany w Powrocie z gwiazd (1961), to rodzaj czytnika e-booków. „Księgarnia przypominała raczej elektronowe laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią”, czytamy. W tej samej powieści natrafiamy również na lektony, czyli zapowiedź dzisiejszych audiobooków. Pierwowzór smartfona znajdziemy w Obłoku Magellana: „ileż razy każdy z nas sięgał po kieszonkowy odbiornik wywoławszy centralę Biblioteki Trionów, wymieniał pożądane dzieło, by w ciągu sekundy mieć je już przed sobą na ekranie telewizora”! Biblioteka Trionów przywodzi zaś na myśl skojarzenia z internetem, trion mógł bowiem „magazynować nie tylko obrazy świetlne, sprowadzone do zmian jego struktury krystalicznej, a więc podobizny stronic książkowych, nie tylko wszelkiego rodzaju fotografie, mapy, obrazy, wykresy czy tablice”. Lem wyprzedził również aż o dwie dekady autorów nurtu cyberpunk, wprowadzając w Summa technologiae wątek fantomatona – urządzenia, które służyło do generowania alternatywnej rzeczywistości. Fantomatykę nazywamy dzisiaj wirtualną rzeczywistością. Nieprzypadkowo więc hasło przewodnie trwającego właśnie Roku Stanisława Lema brzmi „Widziałem przyszłość”. (Olga Drenda)

W opracowaniu artykułu korzystałam ze wspomnień Tomasza Lema zatytułowanych Awantury na tle powszechnego ciążenia, biografii Lem. Życie nie z tej ziemi autorstwa Wojciecha Orlińskiego, artykułu Lem w drodze na Marsa Michała Olszewskiego, Renaty Radłowskiej i Stanisława Mancewicza („Duży Format”, 2006) oraz wywiadu z wnuczką pisarza Anną Lem opublikowanego na stronie nadwyraz.com.

Olga Drenda – pisarka, eseistka i tłumaczka. Absolwentka etnologii i antropologii kulturowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikowała m.in. w „Polityce”, „The Guardian” i „Tygodniku Powszechnym”, laureatka Nagrody Literackiej Gdynia 2019, autorka i współautorka książek na temat przenikania się światów rzeczy i ludzi.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Kraków Culture” 3/2021.

OK Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.