Do czytania

30 lipca 2021

Na Plantach najlepiej czytało się od wschodu, wzdłuż Straszewskiego i Podwala, bo blisko na uczelnię i do Bunkra Sztuki, gdzie piło się kawę z przyjaciółmi (to już nieaktualne). To nie przypadek, że właśnie tam na jednej z ławek zainstalował się najmniejszy antykwariat w mieście. Bliżej Franciszkańskiej większy ruch i mniej słońca, ale siadywało się tam czasem, żeby wypatrywać redaktorów „Tygodnika Powszechnego” zmierzających na Wiślną (to też już nieaktualne). Od strony Basztowej nie czytało się prawie wcale, nie mówiąc już o Westerplatte, choć trudno powiedzieć dlaczego. Zresztą dzisiaj, kiedy połowa ławek jest oznakowana nazwiskami krakowskich piszących, to już bardziej skomplikowane. Bo czy wypada czytać eseje Herberta na ławeczce Miłosza? Czy można poczytać „Politykę” z Marianem Eilem za plecami? A czy Lema trzeba tylko na Lemie?
Pewnie, że najprościej byłoby po prostu w domu. Ale zdarza się, że współdomownicy mają swoje plany, dajmy na to potańcówkę w rytmie zachodnich Karaibów. Albo sąsiedzi postanawiają po raz trzeci w tym roku zburzyć wszystkie ścianki działowe. A czasem i bez specjalnego powodu nie da się już wysiedzieć z czytaniem w domu i trzeba się dokądś wyrwać, żeby nie oszaleć. Bo czytanie, choć wydaje się czynnością z definicji samotniczą, wybieraną przez osobniki skłonne do głębokich introspekcji, ostatecznie jest najściślej społeczne. Wszystkie te książki po to przecież są, żebyśmy się lepiej rozumieli i łatwiej dogadywali, a jeśli wymaga to odseparowania się na pewien czas od plemiennej codzienności, to tym bardziej trzeba do niej wracać i czasem podnosić wzrok, żeby porównać papierowe postaci z ich cielesnymi modelami.
Inna sprawa, że czytanie to spektakl, bo możemy sobie wmawiać, że interesują nas tylko światy przedstawione, ale czytamy i po to, żeby inni widzieli, że czytamy. A to wymaga dobrej scenografii. Taka Jagiellonka na przykład, z wysokim sklepieniem, chyba dwustuletnimi biurkami i drukami z XVII wieku na wyciągnięcie ręki, potrafi przytłoczyć. Jak się już tam czyta, to czyta się szacownie, dostojnie, poważnie, żadnych głupot, chyba nigdy nie widziałem, żeby ktoś tam zwyczajnie kartkował komiks (choć niektórzy spali, ale to osobna historia). Co innego na Rajskiej, na nowoczesnym i porządnie oświetlonym poddaszu – tam można czytać, co się tylko chce. Ale co z tego, skoro większość czytających stanowią tam skandynawscy studenci medycyny (tak przynajmniej było przed pandemią, więc to też pewnie nieaktualne) memoryzujący obszerne atlasy anatomii i tym samym wywołujący w przeciętnym czytelniku poczucie, że czyta nie to, co powinien. Może najprzyjaźniejsza z czytelni byłaby ta w MOCAK-u, tuż obok odtworzonego gabinetu Mieczysława Porębskiego, gdzie, jak głosi nie tak znów wiekowa legenda, pewien młody człowiek przez całe wakacje studiował Fenomenologię ducha Hegla, sporządzając obszerne notatki. Otóż w MOCAK-u jest przyjaźnie, bo kameralnie i wygodnie, ale może właśnie zbyt przyjaźnie, bo z tamtejszymi bibliotekarkami łatwo wdać się w długie rozmowy, i zbyt wygodnie, bo na pięterku z niskim sufitem są materace, na których można się wyciągnąć, a wiadomo, jak to się kończy.
W ogóle z wyciąganiem się bywa problem, bo przy sprzyjającej pogodzie można by się rozłożyć nad Wisłą. Wiadomo, że lepiej na jej prawym brzegu, bo mniej ludzi i latem słońce nie takie nachalne. Ale mimo wszystko to nie są warunki do czytania, to są warunki do drzemania. Nawet nie wspominam o dolinkach podkrakowskich: kiedyś rozłożyłem się na kocu w Bolechowickiej, ale to już było kompletnie bez sensu, wapienne skały na tle jaskrawego błękitu mogłyby przegrać chyba tylko z Gombrowiczem, i tylko gdybym go wcześniej nie znał.
Poszukiwanie idealnego miejsca do czytania to może po prostu poszukiwanie Świętego Graala albo innej Kukanii. Nic w tym dziwnego, czytanie od tego właśnie jest, żebyśmy się za bardzo nie zasiedzieli w jednym miejscu i w jednym stanie. Pewnie dlatego najlepiej czyta się w tramwaju, na przykład linii 4, tej z Bronowic.

Maciej Jakubowiak

Maciej Jakubowiak – ur. 1987, eseista, krytyk literacki, doktor literaturoznawstwa, redaktor magazynu „Dwutygodnik”. Autor dwóch książek. Weganin, żona, córka, dwa psy, pochodzi z Żor, mieszka w Krakowie.

Tekst został opublikowany w kwartalniku „Kraków Culture” 2/2021.

miastoliteratury.pl
OK Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.