Polskie tabu

2 grudnia 2022

Kraków znów staje się teatrem ważnych pytań, choć nie gotowych odpowiedzi.


Jacek Wakar
Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta,  były kierownik redakcji publicystyki kulturalnej „Dwójki” Polskiego Radia oraz szef działów kultury „Dziennika Polska–Europa–Świat” i „Przekroju”. Kurator projektu Uniwersytet Patrzenia Teatrem w Domu Utopii w Krakowie, juror wielu krajowych i międzynarodowych festiwali teatralnych oraz Warszawskiej Premiery Literackiej. Współprowadzi Nowy Tygodnik Kulturalny. Stały współpracownik miesięczników „Teatr”, „Kraków i świat” oraz magazynu „Presto”. Od niedawna prowadzi autorski blog Zdania Wakara.

Przed rokiem najważniejszy festiwal teatralny w kraju próbował znaleźć światło, które przebija się przez mrok i pozwala odegnać widmo globalnej katastrofy. Dziś nakłuwa polskie tabu, szukając nowych perspektyw w opowiadaniu o starych sprawach – katolicyzmie i kulcie Jana Pawła II, stosunkach polsko-żydowskich, przyjmowaniu i wypędzaniu uchodźców, krachu wspólnej utopii.

Piekło polskie

„Polskie tabu” to hasło tegorocznego festiwalu i wspólny mianownik wielu prezentowanych na Boskiej Komedii przedstawień. Śmierć Jana Pawła II w reżyserii Jakuba Skrzywanka z Teatru Polskiego w Poznaniu rekonstruuje na naszych oczach ostatnie chwile życia polskiego papieża. Wtedy, siedemnaście lat temu, umieranie Karola Wojtyły było najchętniej w skali globu oglądanym telewizyjnym serialem, a gdy się dokonało, wyszliśmy na ulice gnani iluzją odbudowanej wspólnoty. Iluzja okazała się krótkotrwała, chwilę później nie było po niej śladu. Dziś młody reżyser odrzuca tamto nostalgiczne wspomnienie, aby zamknąć nas oko w oko z agonią. Nie władcy dusz, niezłomnego patriarchy, ale starego człowieka, co rzęzi, bo nie może wydusić z siebie słów, nie jest w stanie przełknąć jedzenia, a mimo to obsiadają go hierarchowie ze Stanisławem Dziwiszem na czele, by zdążyć jeszcze coś z papieżem załatwić. Kiedy jest już po, ciało Ojca Świętego zostaje poddane koniecznym pośmiertnym zabiegom. Na koniec można się z nim pożegnać, w foyer kupić stosowną pamiątkę. A my łapiemy się na myśli, iż rzecz nie w teatralnej prowokacji, przemyślnie urządzonej przez reżysera imitacji śmierci, ale w naszym sposobie myślenia. Pozbawiony publicystycznych tez, łatwych oskarżeń i ideowych manifestów seans Skrzywanka rozbija bowiem tabu polskiego katolicyzmu, każe raz na zawsze pożegnać się z dotychczasowym jego wyobrażeniem.

Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek (Teatr Polski w Poznaniu)
fot. Magda Hueckel

Kij w mrowisko wbija też Marcin Wierzchowski spektaklem Alte Hajm/Stary dom z poznańskiego Teatru Nowego. Losy dwóch rodzin – polskiej i żydowskiej – przecinają się w jednym domu. Z początku atmosfera nie zwiastuje dramatu, ale strzelby wybuchną, a trupy wypadną z szaf. Klimat przywodzi na myśli drugie Wesele Wojtka Smarzowskiego, choć wnioski są chyba jeszcze bardziej dojmujące. A wszystko w konwencji teatru szlachetnego środka, bez budowania niepotrzebnych barier między sceną a widownią. Nie ma ich również w kolejnej poznańskiej produkcji trafiającej na Boską Komedię – Cudzoziemce z Teatru Polskiego. Młoda reżyserka Katarzyna Minkowska uważnie czyta klasyczną powieść Marii Kuncewiczowej, pytając o dzisiejszy status tytułowej bohaterki. Gra ją Alona Szostak, rosyjska aktorka od lat żyjąca w Polsce, co dodaje opowieści dodatkowych znaczeń.

Anna Augustynowicz udowodniła przez lata, że nie da się jej posądzić o działania doraźne. Odlot to jedno z niewielu w polskim teatrze przedstawień mierzących się z mitem katastrofy smoleńskiej, ale – znów – opowiada o niej nie wprost, lecz przenosi całą tragedię w sferę narodowych fantasmagorii. Spektakl szczecińskiego Teatru Współczesnego zapewne szczególnie zabrzmi w Krakowie, bo jest adaptacją niezwykłego poematu pochodzącego stąd autora Zenona Fajfera, utworu zanurzonego po uszy w Krakowie i krakowskości. Ciekawy będzie powrót na Boską Komedię Krystiana Lupy, który w szeroko dyskutowanym Imagine, koprodukcji Teatru Powszechnego z Łodzi i Teatru Powszechnego w Warszawie, pyta wprost: „Co spierdoliliśmy?”, z krachu marzenia o hipisowskiej rewolucji rozliczając również siebie i własne pokolenie. Udowadnia przy tym, że żaden inny artysta teatru w Polsce nie patrzy tak szeroko i tak daleko, choć może czasem trudno nadążyć za jego spojrzeniem.

Wreszcie Dziady Mai Kleczewskiej z krakowskiego Teatru im. J. Słowackiego. Trafiają do konkursu Inferno jako jeden z najważniejszych polskich spektakli ostatnich lat. Warto patrzeć na nie bez dotychczasowych emocji, bo wtedy można dostrzec znacznie więcej niż komentarz do politycznych sporów. Właśnie – dotkliwe nakłuwanie polskiego tabu, drażnienie nas, rozkochanych w mesjanistycznej ułudzie. Można też poczuć bezkompromisową antyrosyjską siłę tej wersji Mickiewiczowskiego arcydzieła. Jan Peszek w roli Nowosilcowa daje przecież powalające studium nienawiści do ludzi i miłości do tańca, do zabawy na kościach zabitych…

To idzie młodość

Boska Komedia to w tym roku jeden konkurs – Inferno. Obok spektakli uznanych mistrzów, wyłonionych przez sześcioosobowy zespół selekcjonerski, międzynarodowe jury obejrzy trzy bardziej kameralne przedstawienia młodych twórców wybrane przez dyrektora artystycznego festiwalu Bartosza Szydłowskiego. To Anioły w Ameryce, czyli demony w Polsce z krakowskiego Barakah – nie słynny dramat Tony’ego Kushnera, ale na wskroś osobiste wyznanie twórców o przeżywaniu młodości w Polsce, doświadczaniu coming outów i płaceniu za nie wysokiej ceny. W NaXuj Teatru Nowego Proxima Piotr Sieklucki tworzy portret współczesnego superbohatera, prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, ale też w kilku miejscach nakłuwa go, choćby oczyszczającym śmiechem. No i Łatwe rzeczy Anny Karasińskiej przygotowane w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie ze wspaniałymi aktorkami Ireną Telesz-Burczyk i Mileną Gauer. Chwilami zabawne, chwilami wzruszające, a najczęściej burzące kolejne, tym razem teatralne tabu.

Anioły w Ameryce, czyli demony w Polsce, reż. Michał Telega (Teatr Barakah w Krakowie)
fot. Magda Woch

Ukraina bez patosu

Dwa lata temu w środku pandemii festiwal przeniósł się do internetu, choć przedstawienia transmitowane były na żywo. Przed rokiem odetchnęliśmy, licząc, że najgorsze mamy już za sobą. Jak się okazuje, bardzo się myliliśmy. Wojna w Ukrainie zmieniła naszą optykę, czego znak pojawi się na festiwalu za sprawą spotkania sieci organizatorek i organizatorów kultury „Reagujemy!” i dwóch inscenizacji (5.00 UA i Życie na wypadek wojny) tworzonych przez artystki uciekinierki z terenów ogarniętych inwazją. Ubiegłoroczna edycja dała też mocny impuls do podjęcia tematu przemocy w środowisku teatralnym, co poskutkowało powołaniem projektu Tabu przemocy. Przez cały obecny rok pod tym hasłem toczyły się wewnętrzne dyskusje, prowadzone były warsztaty. Projekt mocno zaznaczy swą obecność na festiwalu również w tym roku. Krakowski przegląd nieodmienne stawia na różnorodność propozycji, bo to był i jest największy atut polskiego teatru. W tym roku zatem pojawi się mocna reprezentacja młodych, bowiem partnerem imprezy jest krakowska AST. Zobaczymy dwa spektakle dyplomowe i przygotowane w szkole etiudy. Poznamy prace Marii Gustowskiej, Wiktora Bagińskiego i Piotra Fronia. Wydarzeniem może okazać się Commune – polsko-niderlandzki projekt Marii Magdaleny Kozłowskiej powstały pod auspicjami Frascati Producties w Amsterdamie. Żywiący się anarchistyczną energią spektakl inspirację czerpał z protestów kobiet, odkrywając rewolucyjną siłę w muzyce klasycznej i głosach operowych. Wiele wskazuje, że pokazywany z sukcesem na festiwalu Santarcangelo we Włoszech Commune także w Krakowie narobi sporo dobrego fermentu.

O konieczności zmiany, potrzebie przeprowadzenia rozrachunku z samym sobą oraz wyczerpaniu dotychczasowych narracji używanych do opisu współczesności opowiada Strach i nędza 2022, najbardziej osobiste, a przy tym nieoczekiwanie liryczne przedstawienie Bartosza Szydłowskiego. Artysta przygląda się w nim sobie, formacji artystycznej, która go zbudowała, i symbolicznie podcina gałąź, na której siedzi, obnażając teatralne mody i sposoby. Wszystko to jednak po to, by zbudować nową prawdziwą wspólnotę i odkryć w świecie potencjał odnowy. Ważna to i odosobniona w polskim teatrze wypowiedź.

Najdłuższa festiwalowa podróż, bo aż do Opola, czeka nas w związku ze spektaklem Rohtko Łukasza Twarkowskiego powstałym w koprodukcji tamtejszego Teatru im. J. Kochanowskiego z Dailes teātris w Rydze. Ogromna, naładowana techniką, rozgrywająca się na wielu płaszczyznach czasowych inscenizacja (ktoś nazwał ją baletem ekranów) w Rydze, gdzie grana jest znacznie częściej, jest absolutnym przebojem. W Opolu pokazana zostanie pierwszy raz po kwietniowej premierze i nie wiadomo, kiedy tam wróci, więc wybrać się trzeba bezdyskusyjnie. Bo to produkcja z rozmachem niemożliwym na polskich scenach, z frapującą narracją bawiącą się pojęciami prawdy i fałszu w sztuce, przy tym znakomicie napisana przez Ankę Herbut i z fenomenalnym wielonarodowym zespołem aktorskim. Rohtko to nowe słowo w teatrze, które właśnie odbiera zaproszenia na kolejne festiwale. Teatr ekstremalny, warto przekonać się samemu, co to znaczy.

Boska Komedia już wielokrotnie udowadniała, że trafnie diagnozuje nasz czas. Jest barometrem, który wskazuje w polskim teatrze pogodę i kierunki. Tak będzie i tym razem przy potyczkach z polskim tabu, chociaż ono lubi stawiać opór. Dobrze też będzie jeszcze sprawdzić, czy rzeczywiście po zmroku wyszło słońce. Przynajmniej w teatrze.

Tekst ukazał się w nr 4/2022 kwartalnika „Kraków Culture”

boskakomedia.pl
OK Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.